Bagietka, Camembert, zupa cebulowa czy żabie udka – tego typu odpowiedzi padają, gdy pytamy Polaków z czym się im kojarzy kuchnia francuska. Jest w tym dużo racji, bo wspomniane potrawy to faktycznie tamtejsze specjały. Prawda jest jednak taka, że jest to równie duże uproszczenie jak stwierdzenie, że polska kuchnia to oscypek, rosół i pierogi (ukraińskie rzecz jasna J). Dlatego dziś parę słów o kuchni francuskiej.
Na początek trzeba zaznaczyć, że – tak jak w przypadku każdego innego kraju – kuchnia jest mocno uzależniona od tego, gdzie leżą poszczególne regiony. Te nadmorskie to królestwo owoców morza, ale w północno-wschodniej Francji, zwłaszcza w Alzacji, panuje klimat kontynentalny, czyli ciepłe lato i śnieżna zima więc tu krewetki nie są numerem 1 J, w przeciwieństwie do piwa czy sera munster. W Dolinie Loary z kolei szparagi i truskawki odmienia się przez wszystkie przypadki. To co jest niezmienne niezależnie od regionu to fakt, że jedzenie jest tu po prostu ważne. O ile to możliwe nie jada się w samotności. Jedzenie to okazja do spędzenia czasu z bliskimi, je się powoli, a posiłki (obiady i kolacje) składają się z kilku dań, by dostarczyć sobie więcej doznań smakowych. Co jednak za tym idzie – porcje są mniejsze, a Francuzi nie mają tendencji do przejadania się. Kawałek sera czy pasztetu to faktycznie kawałek.
Mówisz Francja, myślisz ser
Rzeczywiście – Francuzi jak nikt inny „potrafią w sery”. Mają tyle ich gatunków, że przez blisko półtora roku! można codziennie próbować innego! Klasyki to oczywiście Brie – o aromacie pleśni, z aksamitną skórką, Camembert – miękki podpuszczkowy czy niebieski i ostry owczy ser Roquefort. Francuzi kochają także ser owczy. Jest on składnikiem najróżniejszych potraw, m.in. jednej z najpopularniejszych sałatek, mianowicie salade de chevre chaud. Występuje ona w najróżniejszych wersjach, ale wspólnym mianownikiem zawsze są małe grzanki, z ciepłym, roztapiającym się kozim serem, co oczywiście czyni ludzi szczęśliwszymi, a życie lepszym (co do tego chyba nie musimy nikogo przekonywać). J O tym, że ser odgrywa we Francji ważną rolę świadczy także fakt, że panuje tu niepisana zasada: każdy posiłek powinien być kończony zjedzeniem jednego z tych specjałów. Nie ukrywamy, że uważamy to za bardzo miły zwyczaj. J
Morskie skarby
Kiedy myślimy o owocach morza, w pierwszej kolejności najczęściej przychodzą nam do głowy krewetki, bo te już „oswoiliśmy” w Polsce i polubiliśmy. We Francji też są one popularne, jednak równie chętnie je się tam mule i to w najróżniejszej postaci. Od klasyki czyli na bazie masła, wina i szalotki z bagietką po wersje z azjatycką nutą na mleku kokosowym. Francuzi kochają także ostrygi. Są one rzecz jasna daniem wykwintnym, wręcz luksusowym, ale jak już wspomnieliśmy – Francuzi zadowalają się mniejszymi porcjami w imię zasady „less is more” (ang. Mniej znaczy więcej). Są jednak miejsca na tamtejszym wybrzeżu, gdzie ostrygi są sprzedawane w budkach, prosto ze skrzynek. Spożywa się je w warunkach mniej luksusowych, za to zawsze w towarzystwie wina, octu winnego i szalotki. Wygodnym rozwiązaniem jest też specjalny ocet winny z szalotką, który nie dość, że „załatwia sprawę” to jeszcze podkręca smak całości.
Pełzające i skaczące
Pisząc o kuchni francuskiej nie sposób pominąć ślimaków (co ciekawe – najczęściej importowanych z Polski!) i żabich udek (jeśli wierzyć danym, a czemu nie, Francuzi zjadają ich 4 tony rocznie). Jedne i drugie wciąż obrzydzają wielu z nas, ale my zachęcamy, by choć raz „wyjść ze strefy komfortu” i dać im szansę. Dlaczego? Choćby dlatego, że Francuzi kompletnie nie przejmują się naszym poczuciem „estetyki kulinarnej” żabie udka i ślimaki wsuwają od tysiąca lat jako danie narodowe i… wiedzą co robią, bo są naprawdę genialne. Co więcej – wcale nie są „oślizgłe” czego można byłoby się spodziewać biorąc pod uwagę pierwotny ich stan J Żabim udkom smakiem i fakturą najbliżej im do czegoś pomiędzy kurczakiem a rybą. Podawane są w wielu francuskich restauracjach, często z sosem na bazie majonezu czosnkowego czy majonezu truflowego. Ślimaki zaś podaje się z masłem, czosnkiem i bagietką (dla podkreślenia smaku można ją moczyć w oliwie czosnkowej) w skorupkach, z których wyciąga się je specjalnymi szczypcami. Tu znów panuje zasada – mniejsza porcja, więcej smaku. O ile mule można kupić stosunkowo często w popularnych sieciówkach, o tyle ślimaki, a zwłaszcza żabie udka to towar u nas rzadki, ale da się go zdobyć. Może zaszalejecie i w ramach sierpniowego wyzwania (nie – nie w stylu „zwalcz brzuch w 30 dni J) zrobicie dla swoich bliskich wieczór francuski? Dajcie znać na naszym Facebooku lub Instagramie czy udało Wam się przygotować któreś z klasyków kuchni francuskiej. Trzymamy kciuki za celebrowanie życia w towarzystwie ważnych dla Was ludzi – oczywiście przy stole!